środa, 25 kwietnia 2012

Rehabilitacja po rekonstrukcji ACL – kolano Artura ciąg dalszy…


Rehabilitacja po rekonstrukcji ACL – kolano Artura ciąg dalszy…

Blog ten zyskuje coraz większą popularność, gdyż coraz więcej osób pisze do mnie w różnych sprawach. Odpowiadam grzecznie lub bardziej dosadnie, niemniej jednak, zawsze odpowiadam, i tak też pozostanie. Dlatego też zachęcam Was moi mili do mailowania ze mną, rozmawiajcie, pytajcie o rzeczy bardziej ważne lub mniej. Nie ma głupich pytań.

Nie pisze prac magisterskich i licencjackich! Nie udostępniam moich osobistych badań! :)

Moje zasady są niezmienne, w związku z czym, przypominam, że tylko tutaj możecie otrzymać fachową odpowiedź za darmo. Pamiętajcie też, że pierwsza konsultacja osobista u mnie też jest darmowa! I nie robię tego w czynie społecznym – na pierwszej konsultacji oceniam, czy podejmuję się rehabilitacji czy też nie. Na pierwszej konsultacji pacjent podejmuje decyzję, czy chce ze mną współpracować, czy też nie. Za możliwość podjęcia takiej decyzji nie powinno się płacić!

Kiedy nie podejmuję się prowadzenia rehabilitacji u danej osoby? Otóż nie chodzi tutaj o ciężkość lub charakter uszkodzenia. Rehabilituję osoby zdeterminowane, takie, które zdają sobie sprawę, że od chwili operacji czeka ich co najmniej 6 miesięcy ciężkiej pracy! Rehabilituję osoby, które są zorientowane na osiągnięcie celu, u wspomnianego Artura, który rekonstrukcję ACL przeszedł po raz drugi, chcę, aby wrócił na boisko i jeszcze pokopał trochę piłkę. On ciężko pracuje…

Dlaczego prowadzę taką a nie inną selekcję? Dla pieniędzy! Liczy się efekt mojej pracy. Liczy się zysk a nie obrót. Jeżeli efekty są, jest i dobra opinia, za dobrą opinią idą kolejni klienci. Takie są fakty… . Pracuję jak wszyscy inni – dla pieniędzy :)

Do rzeczy – kolano Artura ma się całkiem nieźle. Chodzi, biega, jeździ na rowerze, samochodem. Powili będzie wracać do pracy fizycznej, stojącej. I co teraz robić?

W rehabilitacji zrekonstruowanego ACL pojawia się taki okres, kiedy liczy się to, czy jesteśmy zdolni do pracy, czy też nie. Na wstępie wywodu - jeżeli jesteśmy na utrzymaniu rodziców i nie musimy martwić się o pracę, mamy zerwane więzadło i zastanawiamy się, czy operować (przecież noga mnie nie boli), to powiem stanowczo – OPEROWAĆ I TO SZYBKO!!! Tylko w tym okresie będziemy sobie mogli pozwolić na 9 miesięcy pełnej rehabilitacji, bez przeciążania kolana, a nie 5 szybkiej. Tylko wtedy znajdziemy na to czas.

Osoby pracujące mają gorzej, gdyż pracodawcy nie lubią zbyt długiej nieobecności, a nóż ktoś zostanie przyjęty na moje stanowisko, na zastępstwo i okaże się, że jest lepszy ode mnie? To są obawy, mające swoje źródło w bardzo racjonalnych, moich osobistych przemyśleniach, które to pojawiły się w trakcie pracy z chorymi kolanami. Problem jest poważny!

Kolano niedoleczone będzie sprawiało problemy w przyszłości. Problemy w przyszłości będą skutkowały powstaniem wczesnych zmian zwyrodnieniowych. Wczesne zmiany zwyrodnieniowe przyspieszą naszą kolejną operację, którą to będzie zaprotegowanie kolana (endoproteza stawu kolanowego).  Z punktu widzenia ekonomiczności przedsięwzięcia – lepiej być 9 miesięcy na chorobowym i doleczyć kompletnie kolano, niż po 5 miesiącach już próbować coś robić.

Po piątym miesiącu próbowanie może różnie się skończyć, możemy przesilić kolano pracą statyczną stojącą, możemy przesilić inne części naszego ciała, ponieważ będziemy ochraniać nasze kolano przed nadmiernym obciążeniem, co wiąże się z asymetryczną pracą innych mięśnie odpowiedzialnych za utrzymanie prawidłowej stojącej postawy ciała.

Umówmy się, po co robi się rekonstrukcje ACL? Po to by:
- odtworzyć stabilizację bierną wewnętrzną kolana,
- zapobiec przedwczesnym zmianą zwyrodnieniowym,
- doprowadzić do możliwie symetrycznego ułożenia się naszych części ciała podczas poruszania się, co z niestabilnym kolanem, podczas uprawiania sportu jest niemożliwe. Jak to sprawdzić? Niech osoby 2 lata po rekonstrukcji ACL pobiegną na czas sprint 100m, lub też wykonają skok w dal z rozbiegu, lub zaobserwują swoje podeszwy w butach, tych najstarszych, najbardziej śmierdzących. Jeżeli jedna jest zdarta mniej a inna więcej i ta różnica jest widoczna gołym, niefachowym okiem, to oznacza, że mamy problem, o którym nie wiemy! Po to, by móc bezpiecznie i ze zdrowym rozsądkiem powrócić na jakiś czas do uprawiania sportu.

A więc, po 5 miesiącu, mimo, że się dobrze czujemy, musimy uważać. Musimy cały czas trenować pod okiem fachowca (i nie mówię tutaj o Mietku z siłowni w garażu, bo on wie, bo jego kolega miał podobną kontuzję). Mówiąc o trenowaniu pod okiem fachowca, nie mam na myśli akcji promującej nieustanne konsultowanie się z fizjoterapeutą. Ale powiedzmy sobie szczerze, po 4 miesiącu wizyta raz w miesiącu do 12 miesiąca powinna w zupełności wystarczyć! Potem – doraźnie, w razie jakichś niepokojących objawów.

Dobrze jest pokazać się u osoby prowadzącej po dwóch latach od operacji. Wtedy osoba która rehabilitowała może poczynić bardzo cenne obserwację, które dostarczą najcenniejszą wiedzę na świecie, wiedzę, której nie zdobędzie nikt na żadnym zakichanym kursie, których teraz jest od groma (swoją drogą kursy w fizjoterapii są świetną maszyną do robienia pieniędzy i nic poza tym), wiedzę zwaną doświadczeniem! I na podstawie tego doświadczenia my, rehabilitanci będziemy lepszymi rehabilitantami.

Także uważajcie na wspomniany 5 miesiąc, oszczędzajcie się i kalkulujcie z głową. Jak zacznę pracę dwa miesiące wcześniej, owszem, pracodawca się ucieszy, niemniej jednak, jeżeli coś mi się w pracy stanie, to moje leczenie się przedłuży. Za lat dwadzieścia będą mnie czekać niepokojące objawy bólowe ze strony kolana. Za lat 30 nie będę mógł spać, bo kolano będzie mnie bolało. I wtedy będziemy się endoprotezować – to też rehabilituję z dużymi sukcesami – będziemy mieć w tedy całe lub nie 50 lat. Gdzie tam, co tam do sławetnych 67!!!

Pozostawiam to do waszego przemyślenia.

Z pozdrowieniami…
Kumakowiec